Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Trochę mnie tu nie było ale ciągle wracam, kiedy nie wiem, jak sobie radzić sama ze sobą. Już kilka razy próbowałam pisać, ale jakoś nie potrafiłam.
W pracy się spełniam, chociaż korpo lekko tłamsi psychicznie. Są dni, kiedy mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę, kiedy mówię sobie, że muszę napisać CV i przejrzeć ogłoszenia na pracuj.pl. Ale później przypominam sobie, że przecież w sumie lubię to co robię, że ludzi w pracy też mam super, że może to "gówno", ale jednak znajome. I póki co nie robię nic, pewnie do czasu, aż nastąpi jakieś apogeum, że naprawdę będę miała dość. Póki co od stycznia dostałam podwyżkę, za 3 tygodnie jadę z prezentacją do siedziby holdingu. Przynajmniej na tym polu się realizuję.
Stres psychiczny odreagowuję na siłowni. Od początku grudnia chodzę regularnie 3 razy w tygodniu, mam rozpisany plan przez trenerkę i do lata ma być ogień chociaż i tak trochę się frustruję, bo ciało się zmienia i jest progres, ale kg stoją. Trenerka kazała mi wagę wyrzucić, ale jednak...
Co jeszcze? Od października do końca grudnia miałam krótki epizod "związku". On był bardzo zaangażowany, a ja nie aż tak. Lubiłam Go, ale nic więcej, a widząc, że On zaczyna przebąkiwać o wspólnym mieszkaniu, planach i mówiąc mi słowo na k. - czułam, że muszę się wycofać, skoro ja tego nie czuję. Skrzywdziłam Go pewnie, zdaję sobie z tego sprawę, ale doszłam też do wniosku, że nie warto w czymś tkwić, jeśli nie ma "wow", jeśli jest ok, ale jednak letnio. Tym bardziej już na początku znajomości.
Więc znów jestem sama i stwierdzam, że wolę to, niż być z kimś po to tylko, żeby "być".
Mogłam wyjechać na spontaniczny wyjazd weekendowy bez pytania nikogo o zdanie i opinię, wracać do domu z imprezy o 5 rano, zaplanować już majówkę w Wiedniu i letni wypad na festiwal. Jest mi dobrze samej ze sobą. W końcu pokochałam siebie i swoje życie i wiem, że to podstawa, żeby móc pokochać w pełni drugą osobę.
Tyle tylko, że W. cały czas siedzi mi w głowie, już od pół roku prawie... Ten niepozorny facet poznany we wrześniu na imprezie, z którym zaiskrzyło od razu, który dziękował mi, że mnie poznał i życzył dobrego życia. Bo ma żonę...
Spotkaliśmy się jeszcze później zupełnie przypadkiem na mieście, totalny szok i niespodzianka. Poszliśmy na kawę, pogadaliśmy jak starzy znajomi. Co u niego, co u mnie. O życiu. Marzeniach. Planach.
Nie było między nami żadnych słów, gestów, do niczego nie doszło i oboje wiemy, że nigdy nie dojdzie, to nie to życie. Wystarczyło spojrzenie i te słowa niewypowiedziane wiszące w powietrzu.
Czy można minąć się z marzeniem dosłownie o sekundę?
Offline
Trochę prawdy jest w tym, że lubimy niegrzecznych facetów. Niedostępnych, tajemniczych. I po co? ;)
Ja polubiłam swoje życie. Kiedyś czekałam na jakiś przełomowy moment, w którym zacznę być szczęśliwa. Tylko nie ma takiego momentu, bo to długi proces. Lubię siebie, mam w życiu cele, aktualnie skupiam się na innych rzeczach i owszem, milo byloby mieć kogoś z kim można pogadac, robić szalone rzeczy, czy na chwilę zwolnić i schować się przed światem. Tylko KOGOŚ to nie znaczy kogokolwiek. I nie czuję się niekompletna z tego powodu. Mam wszelkie podstawy, żeby stworzyć zdrowy związek, tylko nie spotkałam drugiej strony xD Póki co, na maxa skupiam się na rozwoju.
Offline
Kurde, tak strasznie zazdroszczę (ale w takim pozytywnym znaczeniu) Wam fajnych prac, o których piszecie z pasją. I rozwoju. To znaczy chęci rozwoju. Ja zastygłam. Niestety.
Offline
Strony: 1